Dziś o podróży, ale tym razem nie mojej. Jakiś czas temu, przeczytałam pewną książkę. Pochłonęłam. To chyba lepsze słowo. I bardzo chciałabym się podzielić moją opinią na jej temat. Zapraszam Was zatem do świata Albothów…
Pierwszy raz o Ani i Tomie usłyszałam kilka lat temu. Byłam zafascynowana tym, jak świetnie łączą rolę rodzica z byciem podróżnikiem. Z przyjemnością też przysłuchiwałam się ich opowieściom o Vanuatu, Fidżi i Tonga podczas jednego ze slajdowisk i obserwowałam, jakimi są ludźmi. Urzekły minie ich luz, ciepło, bezpretensjonalność.
I choć ostatnio zaglądam na ich bloga zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, jak tylko zobaczyłam zapowiedź książki, od razu wpisałam odpowiednie dane w okienko „zostaw maila a powiadomimy Cię, kiedy książka będzie dostępna” na stronie jednej z księgarni.
To, co jest wyjątkowe w tej rodzinie to to, że podróżują tak blisko ludzi, natury i siebie, jak tylko się da. Poznają kraj głównie poprzez jego mieszkańców, żyjąc z nimi w najodleglejszych zakątkach świata. Używając słowa żyjąc, mam na myśli dokładnie to, co ono znaczy w moim mniemaniu – mieszkając w ich domach lub na podwórkach, wspólnie gotując czy gawędząc i będąc tam całym sobą.
Z przyjemnością wybrałam się w podróż po Ameryce Środkowej z tą rodziną.
Przyznam, że o niektórych historiach czytałam ze wstrzymanym oddechem. Momentami, kiedy myślałam o sobie, zastanawiałam się, czy bym się odważyła na to czy tamto, a po drugie, czy odważyłabym się na to z dziećmi. Nie w kontekście oceny a raczej analizy swoich własnych granic.
Rodzina bez granic uświadamia nam, że wiele z tych granic stawiamy sobie sami. I czy chodzi o to, żeby jechać do Gwatemali i przeżyć chwilę wśród ludzi plemienia, które nie musi okazać się przyjacielskie? Oczywiście, że nie. Każdy ma swoją własną granicę. Ania z Tomem swoją postawą i sposobem na życie motywują do tego, by zastanowić się nad własną. Albo by sobie jej bardziej lub mniej świadomie nie nakładać. By wyjść ze swojej strefy komfortu, jeśli to oznacza dla nas realizację marzeń, by dać sobie szansę na odwagę do tego, żeby je spełniać.
Czy oni naprawdę niczego się nie boją? Pewnie, że czasem się boją. Jestem o tym przekonana. Ale są pełni optymizmu i wiary w dobry świat i sprzyjające wiatry, a przy tym rozsądni.
Uwielbiam podróżować, a w przerwach pomiędzy jednym a drugim wyjazdem z chęcią jeżdżę też palcem po mapie. Dlatego to, co chętnie bym zobaczyła w książce, to mapa z wyrysowanym szlakiem podróży. To byłoby świetne dopełnienie.
Powiedziałabym, że połowa książki jest o podróży tej nietuzinkowej rodziny, a połowa o krajach, po których podróżują. Na pewno nie znajdziecie w niej tylu informacji o krajach Ameryki Środkowej, co w przewodnikach. Na pewno też nie znajdziecie w żadnym przewodniku takich rzeczy, jak w tej książce! Bo to nie tylko informacje, ale uczucia i emocje. To doświadczenia opowiedziane językiem ludzi, których możemy zobaczyć i poznać bliżej. Ludzi, którzy radzili sobie z niezaplanowanymi sytuacjami zastanymi na miejscu i na bieżąco pisali historię tej podróży.
Wszystko to w towarzystwie pięknych zdjęć, dzięki którym jeszcze bardziej możemy tam być i zobaczyć ten świat nie tylko oczami wyobraźni.
Koniecznie wybierz się z Rodziną Bez Granic w tę niezwykłą podróż!