Mawiają, że szewc bez butów chodzi. I coś w tym jest, pewnie każdy przyzna mi rację.
Do uszycia tego pokrowca dla siebie zabierałam się od bardzo, bardzo dawna. Ale wciąż szyłam coś dla kogoś i jakoś tak schodziło. A tymczasem swój telefon nosiłam, głupio się przyznać, ale w… skarpecie. Tak wiem. No ale co zrobić, bywa. Na szczęście już nie muszę w ukryciu wyjmować telefonu z “pokrowca”, schowanego głęboko w torebce, po raz setny obiecując sobie, żeby uszyć go dla siebie i nie myśleć, że gdyby ktoś to zobaczył, to byłabym zawstydzona.
Prosty i klasyczny tak bardzo, jak tylko się da. Czyli dokładnie tak, jak lubię najbardziej.
Co o nim myślicie?