
Widok rozpościerający się o świcie z wulkanu Batur na Bali w Indonezji to jeden z najbardziej wyrytych w mojej pamięci! To zawsze żywe wspomnienie, które przyprawia mnie o ciarki na plecach! Nikt i nic mi go nie odbierze – za to tak bardzo kocham podróże!
Jak zorganizować wejście na wulkan Batur?
Wybieramy się do jednego z biur, by wykupić wycieczkę z przewodnikiem. My zapłaciliśmy 350000 rupii/os. To jeden z kontrowersyjnych dla mnie punktów całego przedsięwzięcia. Dlaczego? Ponieważ żeby trafić na miejsce, nie potrzebujesz żadnego przewodnika. Na Batur wchodzi tylu ludzi, że bez problemu można odnaleźć drogę. Niestety, jeśli chcesz wejść na własną rękę, musisz uiścić opłatę 500 000 rupii na starcie. Rzekomo to dlatego, że jest to Park Narodowy. Dla mnie jednak jest to cena niewspółmierne wysoka do jakości usług i kosztów w tamtym kraju, wprost: wyłudzanie pieniędzy od turystów. Dobra, zostawmy to.
Wycieczka obejmuje „opiekę” przewodnika i podwózkę z miejsca pobytu. Podwózkę z postojem w bliżej nieokreślonym miejscu – jakieś budce w małym, śpiącym miasteczku, w której dostaliśmy kawę po turecku, smażone banany i jajko do zjedzenia na szczycie i czekaliśmy nie wiadomo na co. W Azji czekanie nie wiadomo na co podczas podróży do celu to standard. Po prostu czekanie na to, żeby wyruszyć. A co!
Pod wulkanem jest duży parking, więc w przypadku próby zorganizowania wypadu na własną rękę spokojnie można zostawić tam skuter.
Po dotarciu na miejsce oczywiście kolejna przerwa na czekanie nie wiadomo na co i w końcu możemy wyruszać! Na Batur wchodzi tylu ludzi, że nie sposób nie odnaleźć drogi na szczyt. Warunek konieczny – latarka. My dostaliśmy. Przy tej ilości ludzi przewodnik, który miałby wskazywać kierunek, naprawdę nie jest tam potrzeby. A już na pewno nie za 350 000 rupii. No ale dobra. W drodze zagadywał trochę. Chociaż tyle. A po drodze chciał podawać rękę. Miły.
Uwaga: upewnijcie się, o której wschodzi słońce w dzień naszej wyprawy. Nasz przewodnik pomylił się o godzinę, więc dotarliśmy myśląc, że mamy zapas czasu, a tak naprawdę mieliśmy 5 min. do wschodu. Przynajmniej zdążyliśmy…
Jeśli chodzi o cel, to mamy dwie opcje. Wchodzimy po wulkanicznym pyle do samego końca (1717 m.n.p.m.) lub zatrzymujemy się nieco wcześniej, skąd jest dobry widok, jedynie nieco niżej. Nieważne, bo…
… w tym momencie wszystko PRZESTAJE ISTNIEĆ.
Wschodzące nad wulkanem Agung słońce to niezapomniane przeżycie. To cud świata natury. Na kilka sekund zapominasz oddychać. Tak, kilka sekund. Gołym okiem widzisz, jak słońce „płynie”. Z „nie ma słońca” do „jest całe duże słońce” przenosimy się w kilka sekund. Magiczne kilka sekund.
Z całego serca polecam tę małą wyprawę! Przeżyj to, bo warto! Śniadanie z takim widokiem nie trafia się codziennie!
3 Komentarzy
Halis
24 czerwca, 2016Oczami wyobraźni zobaczyłam ten “rozlewający się wschód słońca”… Zapragnęłam też go ujrzeć, więc póki co mam w planach wschód słońca nad Wisłą – póki co – takie są możliwości. Niemniej, dziękuję za inspirację :))
Anna
24 czerwca, 2016Halis nad Wisłą też są wyjątkowe! Najważniejsze to cieszyć się tym, co przed oczami i doceniać to! 🙂
Halis
25 czerwca, 2016Prawda to! 🙂