
W związku z tym, że zaplanowany dłuższy urlop musieliśmy przełożyć na kolejny rok, chcieliśmy wypaść na tydzień w słoneczne, europejskie miejsce.
Analizując pogodę, do wyboru mieliśmy Kretę, Wyspy Kanaryjskie i Cypr. Na Krecie byliśmy (i chętnie tam jeszcze wrócimy, ale co nowe, to nowe), na Fuerteventurę mieliśmy już bilety na styczeń, więc wybór padł na Cypr. Podjąć decyzję pomogły nam jeszcze bilety w przystępnej cenie.
Ogromnym plusem tego wyjazdu było słońce w grudniu, zaledwie trzy godziny lotu z Polski. W dzień temperatury dochodziły do 25 stopni. Poza dwoma godzinami deszczu przez cały tydzień w dzień świeciło słońce i było cieplutko. Wieczorami i w nocy temperatura spadała do około 10 stopni, więc w walizce czy plecaku oprócz krótkich spodenek obowiązkowe są ciepłe ubrania.
Dzięki temu, że byliśmy poza sezonem, wszędzie było bardzo, bardzo mało turystów. W wielu miejscach byliśmy jedynymi. Dla nas to ogromny plus. Wiązało się to niestety z jedną, dość znaczącą niedogodnością – wraz z brakiem turystów wiele miejsc noclegowych nie funkcjonowało (mniejszy wybór) i wiele miejsc gastronomicznych również było zamkniętych.
Pamiętam, jak jednego wieczoru dotarliśmy do Agia Napa. Wyszliśmy na ulicę, żeby coś zjeść. I byliśmy jedyni na tej ulicy. Może oglądaliście serial The Last Man on Earth? Czuliśmy się dokładnie tak, jak jego główny bohater. To było śmieszne uczucie. Gdy po pół godziny zobaczyliśmy błąkającą się parę, niemal oboje wykrzyknęliśmy: „Patrz, ludzie!” Ludzie – no rzeczywiście niesamowite. 😉 Po małych poszukiwaniach udało nam się znaleźć coś do jedzenia, choć po drodze minęliśmy kilkanaście zamkniętych lokali, które nie napawały nas optymizmem i nadzieją na zjedzenie kolacji. Na szczęście trafiliśmy bardzo dobrze do Raphaels Restaurant. Po chwili okazało się, że obsługujący nas kelner jest Węgrem, więc dobre jedzenie umiliła nam rozmowa przysłowiowym “bratankiem”.
Co robić na Cyprze?
W poszukiwaniu flamingów
Jak tylko zdecydowaliśmy, że jedziemy na Cypr, najbardziej ze wszystkiego chciałam zobaczyć flamingi! Pojechaliśmy nad Jezioro Słone w Limassol, bo podobno nad Słonym jeziorem można je spotkać. Trochę zajęło nam dostanie się nad jezioro. Po tym, jak pokonaliśmy ścieżkę odchylając niemalże trzcinę z drogi, naszym oczom ukazało się to, co po jeziorze zostało. Większa jego część była wyschnięta. Szliśmy tym błotku, które swoim wyglądem powodowało, że miałam wrażenie, że chodzę po jakiejś innej planecie. Flamingi zobaczyliśmy, owszem, ale bardzo, bardzo daleko. Życzyłabym sobie, żeby było bliżej, ale ostatecznie uznałam, że mieliśmy szczęście, że w ogóle były. I nie obraziłam się na nie za to, że były daleko. A do tego widok tego jeziora był niesamowity!
Potem, przeglądając przewodnik i mapę, dostrzegłam jeszcze jedno Jezioro Słone! W Larnace. No bo czemu by nie mieć dwóch jezior o tej samej nazwie? Niepewni, czy warto, udaliśmy się nad nie znowu poszukując flamingów. No i okazał się, że bardzo warto! Były zaledwie 25-30 metrów od nas. Spacerujące bo brzegu lub brodzące w wodzie jeziora, w rządku, jeden za drugim. Uwielbiam oglądać wolne zwierzęta w ich naturalnym środowisku, więc piszczałam z radości (po ciuchu, żeby nie wystraszyć ptaszorów) na widok tych różowiaków.
Góry Troodos. Pod mitycznym Olimpem
W głębi wyspy rozpościerają się góry Troodos, których najwyższym szczytem jest Olimp. Sięga 1951 m.n.p.m.! Wyruszając z poziomu morza mieliśmy na sobie krótkie spodenki. Gdy zajechaliśmy na górę zakładaliśmy kurtki, a na ulicy leżał śnieg! To było niesamowite, taka zmiana temperatury!
Droga prowadząca do Troodosu z tej żółtej, suchej, stepowej, pozbawionej prawie roślinności, zmieniała się w żółto zieloną, jesienną. Piękne widoki pojawiały się za każdym zakrętem. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w maleńkiej miejscowości – Pano Platres. Siedząc przy kominku (u góry było ponad 15 stopni mniej niż nad morzem) w Orosimo Platres Restaurant i grzejąc ręce smakowaliśmy się w pysznym jedzeniu i cieszyliśmy, że mamy cały lokal dla siebie.
Dojechaliśmy do poziomu 1700 m.n.p.m. Wierzchołek Olimpu był spowity w chmurach i mgle, więc tym razem nie udało nam się podejrzeć Zeusa. No cóż, bywa. Niemniej wyjazd w Góry Trodos to obowiązkowy punkt wycieczki na Cyprze!
W poszukiwaniu uroczych plaż
Generalnie plaże Cypru nie są jakieś zachwycające. Znajdą się i większe i mniejsze, ale obok tych piaszczystych (nie tak pięknie piaszczystych, jak nasze polskie!) sporo jest żwirkowych, kamiennych czy po prostu wybrzeży uformowanych ze skał. Jedne są maleńkie inne szerokie, ale żeby piękne, to raczej nie. Są jednak wśród nich perełki.
Postanowiliśmy trochę poszukać i jedną z nich okazała się Fig Tree Beach. Choć maleńka, niezwykle urokliwa! Z pewnością jest ich więcej. Trzeba tylko poszukać.
Najlepszy punkt widokowy na Przylądku Greko
Uwielbiam kolekcjonować widoki z góry ze wszystkich podróży. Ten znajdujący się pomiędzy Agia Napa a Protaras, we wschodniej części Cypru, zdecydowanie zasługuje na uwagę. Wchodzi się na niego wśród niskiej roślinności parku narodowego, najmniejszego, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nikozja – dwa światy
Jednym z doświadczeń, które dość mocno przeżyłam na Cyprze, była wizyta w Nikozji.
Cały Cypr podzielony jest na dwie części (północną i południową) poprzez strefę buforową, strzeżoną przez ONZ. Strefa ta przecina również stolicę Cypru. I tak w jednym mieście mamy przejście graniczne pomiędzy Nikozją południową, w której żyją cypryjczycy greccy, a Nikozją północną, w której prawie wszystko przypomina Turcję (żyją tu cypryjczycy tureccy). Przykrym było dla mnie patrzeć ta te druty kolczaste, beczki i worki uniemożliwiające swobodne poruszanie się na granicy. Pierwszy raz tak namacalnie, na żywo poczułam ciężar konfliktu pomiędzy ludźmi i państwami. Zrobiło to na mnie dość piorunujące wrażenie. XXI wiek, Europa i coś takiego. Szkoda było mi tych wszystkich ludzi.
Przekraczaliśmy granicę pieszo – w Nikozji tylko tak można ją przekroczyć. Na całym Cyprze są poza tym jeszcze cztery przejścia graniczne. Niesamowitym było to, że po przejściu na drugą stronę czuliśmy się jak w zupełnie innym świecie. Po zrobieniu zaledwie kilku kroków! Nikozja południowa z szerokim deptakiem, ozdobami, witrynami sklepów w centrach handlowych, czysta, przestronna, poukładana, a zaraz obok, za strażniczą budką, rozgardiasz, stragany z dywanami, firanami i innymi drobiazgami. W Nikozji Północnej pokręciliśmy się tuż za przejściem, zjedliśmy pyszny obiad i kupiliśmy w starym hangarze trochę tureckich słodyczy. Zupełnie inny klimat, ale i niższe ceny. Za pyszny obiad dla dwóch osób – falafel i kebab z surówkami, ryżem i pitą w ogromnych porcjach plus soki ze świeżych owoców – zapłaciliśmy 50 lir tureckich. To znacznie mniej niż w przeliczeniu za obiad w Cyprze Południowym. Jedliśmy w Kelebek Restaurant. Śmiało mogę polecić to miejsce. Jedzenie było naprawdę smaczne!
Drzewa karobowe, granaty i haloumi
Z Cypru zabrałam też takie nowe doświadczenia, jak jedzenie granatu zerwanego prosto z drzewa czy spotkanie z drzewami karobowymi, zwanymi też drzewkami chleba świętojańskiego albo szarańczynem strąkowym. Znany u nas karob, to proszek ze zmielonych nasion tego drzewa. W smaku przypomina trochę kakao. Na Cyprze występuje również w postaci syropu – używanego do słodzenia słoikowych specjałów czy krem – słodko sezamowy krem z karobem i tahini, bardzo popularnych na Cyprze.
Dawno temu strąki karobu, ze względu na praktycznie zawsze taką samą wagę, służyły jubilerom i aptekarzom jako odważniki! Stąd wywodzi się słowo karat – od greckiego keration, oznaczający karob.
A jak już jesteśmy w temacie kulinarnym, to Cypr jest miejscem, w którym mogłam zajadać się moim ulubionym serem haloumi do woli. I Wam też polecam, bo jest pyszny! A pita haloumi, zamówiona na wynos i zjedzona z widokiem na Góry Troodos to już w ogóle coś, co koniecznie trzeba sobie zafundować!
Wypożyczenie samochodu na Cyprze
Tym razem postanowiliśmy skorzystać z samochodu wypożyczonego w Enterprise. Jakościowo samochód był gorszy, niż te, które zwykle w podobnej cenie wypożyczaliśmy w Goldcar. Zdecydowaliśmy się jednak na tę firmę, ponieważ zastanawialiśmy się nad przekroczeniem granicy do Cypru Północnego, a ta właśnie firma zezwalała na to. Z formalnościami natomiast poszło szybko i bezproblemowo. Ze zwrotem jeszcze szybciej.
Na Cyprze jeździmy po lewej stronie. Samochody z wypożyczalni mają czerwone tablice, więc widać je z daleka.
Ubezpieczenie samochodu na Cyprze
Nie braliśmy pełnego ubezpieczenia wraz z wypożyczeniem samochodu, tylko zdecydowaliśmy się na ubezpieczenie w icarhireinsurance.
Cena była bardzo atrakcyjna, więc zdecydowaliśmy się na pakiet roczny, na cały świat. Można też kupić taki pakiet na teren Europy albo ubezpieczyć się na dany, konkretny wyjazd.
Pakiet roczny na cały świat kosztował nas 68 euro. Dla porównania ubezpieczenie całkowite przy wypożyczeniu samochodu w Enterprise na ten jeden konkretny tydzień kosztowałby nas ponad 120 euro!
Na szczęście nie mieliśmy okazji sprawdzić, jak działa ta firma. Niemniej czytaliśmy wiele pochlebnych opinii, więc postanowiliśmy ich wypróbować.
Co warto wiedzieć. To jest pełne ubezpieczenie, niemniej przy wypożyczaniu samochodu zostanie nam zablokowany wkład własny – standardowo. W przypadku szkody wkład własny zostanie potrącony przez firmę wypożyczającą samochód. Później ubiegamy się o jego zwrot w icarhireinsurance. Warunkiem otrzymania pieniędzy z icarhireinsurance jest przestrzeganie zasad wypożyczenia i użytkowania samochodu zgodnie z regulaminem firmy wypożyczającej.
Ceny na Cyprze
Ceny na Cyprze są dość wysokie. Przeciętny obiad to koszt rzędu 12-15 euro. Koszty noclegów, w porównaniu do innych europejskich o podobnym standardzie też wydały nam się wysokie. Zorientujcie się na booking.com lub innej stronie, czy znajdziecie jakieś ciekawe promocje, zanim kupicie bilety lotnicze.
Czy warto pojechać na Cypr?
Myślę, że w grudniu to ciekawy kierunek w Europie. Patrząc po ogromnej ilości wielkich hoteli, wybudowanych jeden przy drugim wzdłuż praktycznie całego wybrzeża, nie zdecydowałabym się na wyjazd tam w sezonie. Wyobrażam sobie, że muszą być tam wtedy tłumy. To raczej nie dla nas. Do tego dochodzą wysokie ceny i brak spektakularnych widoków/atrakcji (może poza ruinami i mozaikami, ale to nie nasz klimat). Niemniej w grudniu, kiedy nie ma tam ludzi, Cypr ma kilka ciekawych zalet.
Na tym wydawałoby się niepozornym Cyprze widziałam karob, zrywałam owoce granatu i jadłam je wpatrując się w bezkres morza, spacerowałam obok flamingów, podziwiałam piękne, ośnieżone góry zaraz po tym, jak godzinę wcześniej kierowałam twarz w stronę cieplutkiego słońca, dziwiłam się wysuszonym pagórkom o złotym kolorze (niecodzienny to dla mnie krajobraz!), dowiedziałam się, jak wygląda tradycyjny proces parzenia kawy i zobaczyłam urządzenie, w którym się to robi, a wieczorami wpatrywałam się w płomienie palonych przez nas na plaży ognisk. A do tego wszystkiego wciąż towarzyszyły nam palmy, które uwielbiam. Zabrałam ze sobą mnóstwo wspomnień, na myśl których uśmiecham się pod nosem.
Nigdy nie wiemy, co może nas zaskoczyć, czego nowego możemy się dowiedzieć i jak wiele nowych doświadczeń wrzucić do swojego koszyka podczas podróży! Każdej podróży! Nieważne czy w Polsce, Europie czy na świecie.
2 Komentarzy